Nie ma żadnej pomocy państwa dla pracowników. Jest tylko pomoc pracowników dla pracowników i dzisiejszych emerytów dla przyszłych emerytów.

Kilkanaście dni temu na łamach „Politico” ukazał się tekst Matthew Karnitschniga pod znamiennym tytułem: „Koronawirus: pande­mia niekompetencji”. Autor dowodzi, że jako pierwsze ofiarą zakażenia padło przywództwo i ta prawda do­tyczy liderów z wszystkich zakątków świata. Epidemiolodzy od tygodni ostrzegali, że wirus może się wymknąć spod kontroli. Pierwsze wzmianki o ofiarach w chińskim Wuhan pojawiły się w połowie grudnia ub.r. Dwa tygodnie później mówiono o lokal­nej epidemii, a 11 marca Światowa Organizacja Zdrowia ogłosi­ła, że epidemia wirusa SARS-CoV-2 jest już pandemią. Mimo to przywódcy polityczni zrobili bardzo niewiele, by powstrzymać jej rozwój. Niestety, również w Polsce. Zmarnowano przynajmniej dwa miesiące dane nam przez los na przygotowanie się do od­parcia niewidocznego agresora.

W obliczu realnego zagrożenia zdrowia i życia Polek i Polaków byliśmy świadkami doraźnych, pośpiesznych, improwizowanych działań rządu. Na gorzką ironię zakrawa fakt, że na pierwszej linii w walce z epidemią stanęli pracownicy budżetówki, boleśnie lekceważonej przez kolejne rządy RP, a spe­custawa koronawirusowa zadziałała wyłącznie dzięki bezprecedensowemu zdyscyplinowaniu naszego społeczeństwa. A jeszcze miesiąc temu na plenarnym posiedzeniu Rady Dialogu Społecznego poświęconym zagrożeniom wynikającym ze spowolnienia gospodarczego (debata odbyła się z inicjatywy Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych) przedstawiciele rządu przekonywali nas, w formie połajanki, że żyjemy w kraju dobrobytu, a nasze obawy i propozycje rozwiązań to sianie defetyzmu. Tydzień później pracownicy byli kierowani do pracy zdalnej, na zaległe urlopy, do opieki nad dziećmi, którym zamknięto żłobki, przedszkola i szkoły. Ci, którzy nie mogli zabrać do domu taśm produkcyjnych, pozostali w miejscach pracy. W wielu wypadkach nie zapewniono im bezpiecznych i higienicznych warunków. W tym czasie zrywały się łańcuchy dostaw, zatrzymywano produkcję, zamierał rynek usług. Kolejne zakłady sygnalizowały groźbę upadłości. Pracownicy zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych tracili pracę z godziny na godzinę. Pojawiły się widmo masowego bezrobocia i obawy o najbliższą przyszłość milionów polskich rodzin.

Mleko się rozlało i chociaż nie wolno tego wymazywać z pamięci, to dzisiaj wspólnie zmagamy się z narastającym kryzysem zdrowotnym i ekonomicznym. Ograniczenie i zwalczenie epidemii, ale też utrzymanie ciągłości funkcjonowania naszych zakła­dów pracy i całego państwa to bezwzględny priorytet.

W Radzie Dialogu Społecznego OPZZ współpracuje z rzą­dem i partnerami społecznymi. Przedstawiamy projekty ustaw antykryzysowych, zabiegamy, aby jak najszybciej weszły one w życie. Przekazujemy rządowi napływające wnioski i postulaty.

Niestety, po przeanalizowaniu najnowszych rządowych inicja­tyw, dość pretensjonalnie nazwanych tarczą antykryzysową, wyraźnie widać, że nie ma żadnej pomocy państwa dla pracow­ników. Jest tylko pomoc pracowników dla pracowników i dzi­siejszych emerytów dla przyszłych emerytów. Całe przewidziane w projektach ustaw wsparcie ma być sfinansowane z Funduszu Pracy i Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, ale tylko do wysokości zgromadzonych na nich środków. Przypo­mnijmy, że fundusze te są tworzone z wpłat dokonywanych przez pracodawców z funduszu wynagrodzeń pracowników. Pomniej­szają tym samym wynagrodzenia pracowników o prawie 3%. Zdaniem OPZZ nie po to pracownicy latami przekazywali środki ze swoich pensji, aby teraz, w obliczu znaczącej redukcji docho­dów i widma bezrobocia, otrzymać z nich symboliczne wspar­cie. Co więcej, procedury udzielania wsparcia są niejasne i tak naprawdę w każdym przypadku wymagałyby profesjonalnego doradztwa prawnego. Natomiast umorzenie trzech miesięcznych składek na ubezpieczenia społeczne (m.in. emerytalne, rentowe i chorobowe), bez ich zrekompensowania z budżetu państwa, spowoduje znaczne zubożenie tego funduszu. Pracownicy w przyszłości zapłacą za to niższymi emeryturami. Podkreślam, wysokość emerytury uzależniona jest od ilości składek!

Na ironię zakrawa fakt, że na pierwszej linii w walce z epidemią stanęli pracownicy budżetówki, boleśnie lekceważonej przez kolejne rządy RP.

Nie ma naszej zgody na przerzucanie kosztów kryzysu na pracowników. Zdaniem OPZZ w obecnej sytuacji rozprzestrze­niania się COVID-19 priorytetowym celem rządu musi być ochro­na miejsc pracy i wynagrodzeń osób pracujących. Realizacja proponowanych przepisów, a także odwrócenie negatywnych trendów w gospodarce nie będą możliwe, jeśli pracownicy utra­cą pracę i wynagrodzenia, w wyniku czego zmniejszy się popyt wewnętrzny i eksport. Dlatego OPZZ proponuje, aby zagwaran­tować pracującym 100% dotychczasowego wynagrodzenia. Państwo winno wziąć na siebie ciężar sfinansowania 60% wy­nagrodzenia, pozostałe 40% powinni sfinansować pracodawcy, którym należy odroczyć spłatę zobowiązań publiczno-prawnych. Uważamy, że wynagrodzenia pracowników powinny zostać zwolnione z opodatkowania podatkiem dochodowym od osób fizycznych. Pamiętajmy, że pomoc dla pracowników to także po­moc dla pracodawców, którzy wyłożą wówczas mniejsze środki na wynagrodzenia. Natomiast warunkiem wsparcia przedsiębiorcy powinno być utrzymanie miejsc pracy w okresie otrzy­mywania pomocy i co najmniej 12 miesięcy po jej zakończeniu.

Te propozycje przekazaliśmy rządzącym, jednak pisząc te sło­wa 25 marca, nie wiem, kiedy i w jakim kształcie Sejm uchwali przepisy tarczy antykryzysowej. Pozostaje nadzieja, że „pande­mia niekompetencji” już za nami.


Andrzej Radzikowski

Przewodniczący OPZZ